Imię: Annie
Nazwisko: Bones
Rasa: Człowiek
Wiek: 28 lata
Wzrost: 172 cm
Waga: 58 kg
Biust: C
Kolor oczu: Zielone
Włosy: Rude
Profesja: Pirat
Rasa: Człowiek
Wiek: 28 lata
Wzrost: 172 cm
Waga: 58 kg
Biust: C
Kolor oczu: Zielone
Włosy: Rude
Profesja: Pirat
Wygląd i charakter
Skórzane spodnie, rozchełstane koszule, czasem gorsety z mnóstwem pochew na sztylety. Długie kozaki i paciorki, ze wszystkiego, co można znaleźć w głębinach i na plaży. Tak wygląda Annie.
Jest wesoła, optymistyczna, odważna, arogancka, lubieżna i bezczelna. A co! Bywa ostrożna, a jakże, ale nie do przesady. Raczej pirackim obyczajem patrzy przez palce na to, co robią czy mówią inni.
Nie ma celu, poza piciem i pieprzeniem. Żyje chwilą i chce żyć jak najintensywniej, i jak najwięcej takich chwil przeżyć. Bo nigdy nie wiesz, która z tych chwil okaże się ostatnią.
Umiejętności
- Pływanie (3)
- Zastraszanie (2)
- Akrobatyka (3)
- Wspinaczka (2)
- Oburęczność (3)
- Cichy chód (1)
- Wyzwalanie się z więzów (2)
- Czytanie i pisanie (1)
- Leczenie Ran (1)
- Nawigacja (2)
- Kartografia (1)
- Żeglowanie (3)
- Wyczucie kierunku (2)
- Sekretne znaki (2)
- Sztuka przetrwania (1)
- Liczenie i mierzenie (1)
- Targowanie (2)
- Hazard (2)
- Aktorstwo (1)
- Śpiew (2)
- Fechtunek (3)
- Rzucanie (2)
- Walka improwizowana (1)
- Broń palna (1)
Szczury lądowe powiadają, że niektórzy, to się czują jak ryba w wodzie. Ale żadna ryba nie dorówna w wodzie piratowi. Zwłaszcza pijanemu.
Zastraszanie (2)
Zastraszać trzeba umieć. Myliłby się ten, kto stwierdziłby, że u kobiety bać się nie ma czego. Jego szczęście, jeśli miałby sposobność pomylić się w tej kwestii więcej, niż raz. Annie potrafi przekonująco warknąć i krzyknąć, jeśli trzeba.
Akrobatyka (3)
Wspinaczka (2)
Oburęczność (3)
Łażenie po rejach i i wspinaczki po wantach, to codzienność dla każdego morskiego obiboka. Abordaże, skakanie z pokładu na pokład i zjeżdżanie po żaglach za pomocą sztyletu, drugą ręką toczącz żarty pojedynek z królewskim psem? Od czegoś ma się dwie ręce i dwie nogi, co nie?
Cichy chód (1)
Wyzwalanie się z więzów (2)
Powiadają, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, bo tylko jedną okazję ma się na to, by je zrobić. Nie! Każdy, żywy pirat wie, że najważniejsze, to mieć szansę zrobić drugie i trzecie i każde następne wrażenie, jeżeli to poprzednie się nie uda. I do skutku powtórz!
Czytanie i pisanie (1)
To czasem o wiele trudniejsze, niż taniec na wantach podczas sztormu, bo w tym wypadku akurat rum niczego nie ułatwia. Ale pisać i czytać trzeba umieć. Chociażby po to by wiedzieć, jak dużą nagrodę wyznaczono za twoją głowę, żeby dało się zmiarkować, czy opłaca się narażać na jej utratę.
Annie przez długi czas nie potrafiła pisać, a czytać tylko napisy na beczkach z rumem. To Becky wszystkiego ją nauczyła, i to pomimo stanowczych sprzeciwów Annie. Choć w tej dziedzinie Annie nie jest zbyt mocna i wciąż wie mniej niż więcej, potrafi sklecić ze sobą proste zdania.
Leczenie Ran (1)
Wydłubać, zatamować, zaszyć, zawiązać, poskładać i usztywnić? Tudzież odciąć? Pewnie! Jeśli pod reką akurat nie ma rumu, to dobre cokolwiek. Gorzej z odkażaniem i powkładaniem na miejsce bebechów w odpowiedniej kolejności, ale kto by się tam przejmował drobnostkami? Po prostu na morzu często nie ma felczera i trzeba sobie jakoś radzić.
Nawigacja (2)
Kartografia (1)
Żeglowanie (3)
To kapitan wyznacza kurs. Ale kapitana w każdej chwili może trafić szlag. Z tego powodu każdy może być w każdej chwili kapitanem. Do czasu, aż nie trafi go szlag, o ile nie trafi go wcześniej. Do tego czasu lepiej wiedzieć, jak dopłynąć do portu. W porcie jest rum.
Sekretne znaki (2)
Swój swego pozna. Lepiej poznawać się wcześniej, niż później. Później może być za późno. Zwłaszcza w zasięgu strzału.
Sztuka przetrwania (1)
Wszędzie trzeba umieć przetrwać. Zwłaszcza, jak zostawią cię na bezludnej wyspie, bez rumu. Wtedy cała reszta traci na znaczeniu. Musisz przetrwać, żeby jeszcze się napić.
Annie nie jest myśliym, ani tropicieielm, ale potrafi sobie sklecić jakiś szałas, zbić tratwę, zrobić wędkę, albo dzidę z tego, co leży dookoła. O ile sie do tego nadaje. Wystarczy, żeby jakoś przetrwać.
Liczenie i mierzenie (1)
Targowanie (2)
Hazard (2)
Aktorstwo (1)
Nie samym morzem człowiek żyje. Czasami trzeba za nim zatęsknić porządnie, a to najlepiej udaje się na lądzie. Byle nie za daleko od portu. A tam najlepiej umieć się obejść ze sobą i z innymi w odpowiedni sposób, czyli kupić jak najwięcej rumu za jak najmniejszą sumę. Ewentualnie wygrać, albo udawać, że się wygrało pomimo przegranej.
Oczywiście na koniec musi być burda. Zwisanie na żyrandola wliczone w cenę. Dobre wrażenia należy po sobie pozostawiać, kiedy tylko ma się na to okazję.
I liczyć też trzeba umieć. Na siebie. Jeśli się nie umie,to lepiej nie liczyć na innych.
Śpiew (2)
Drzeć mordę tak, żeby śpiewać, potrafi tylko pirat. Bo w gardle po tym zasycha, a wtedy rum lepiej smakuje. No i czasem trzeba dać do wiwatu syrenom, i tym idiotom zwącym się bardami, którym się wydaje, że ich pianie jest warte czegokolwiek, poza kopniakiem w wygoloną rzyć.
Fechtunek (3)
Na morzu nie ma czasu na wymachiwanie dworakiem. Zwłaszcza podczas skakania po wantach. Wszystko co lekkie i poręczne, jest na wagę złota. A ten na wagę rumu. Oprócz umiejętności, trzeba mieć też styl, bo uczciwa walka jest dobra dla tych, którym nie zależy na tym, żeby wygrać.
Rzucanie (2)
Nóż, toporek, cokolwiek. Byle trafić. Efektownie i stylowo. To ważne.
Walka improwizowana (1)
Dobra burda nie jest zła. Czasem nie ma niczego pod ręką i wtedy trzeba dać w mordę ręką. Do czasu, aż cokolwiek nie wpadnie nam w ręce. Lepiej wiedzieć, jak dać czymkolwiek, bo w czasie walki nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Gorzej, jak ostaną się same pełne butelki. Wtedy zazwyczaj rozróba dobiega końca.
Broń palna (2)
Lepiej mieć niż nie mieć i strzelić, zanim zamoknie. Zazwyczaj moknie, kiedy chce się wystrzelić. Dlatego najlepszym rozwiązaniem pozostaje stal. Stal jest wodoodporna i nie potrzebuje prochu, tylko sprawnej ręki.
Cechy
Uzależnienie
Dobry rum i dobry seks. Bo życie jest krótkie, i tylko jedno.
Annie uwielbia alkohol i seks i nie może się obyć bez kielicha i orgazmu. Przynajmniej jednego dziennie. W końcu wszyscy lubią się pieprzyć. Ci, którzy twierdzą inaczej, pieprzą głupoty.
Szczęściarz
Albo masz fart, albo nie jesteś piratem. Jasne, że pijesz rum, ale to dzięki niemu masz fart, co nie? I czasem masz tego zasranego szczęścia więcej niż inni, choćby było zasrane! Bo lepiej się osrać, niż wpaść w po uszy w gówno.
Wola życia
Jeszcze nie teraz! Nie teraz, do cholery! To tylko draśnięcie. Trochę rumu, trochę soli, i do odpływu się zagoi!
Annie zdarzyło się parę razy oberwać, ale serce tej małej nie poddaje się tak łatwo. Szkoda tylko, że Becky nie miała tyle szczęścia... choć zawsze wydawała się twarda, niczym kil.
Odporność na choroby
Albo jesteś odporny na morskie choroby, albo rzygasz i wypadają ci zęby. A tropikalny deszcz wcale nie jest ciepły, a morska woda wysusza włosy. Lepiej się przyzwyczaj.
Każdy pirat w większym lub mniejszym stopniu jest oswojony z chorobami, jakie mogą go spotkać na morzu i odporny na nie.
Historia
Deski zatrzeszczały pod jej stopami, choć starała się stąpać bezgłośnie. Kobieta leżąca na łóżku przeciągnęła się zachęcająco, odgarniając wilcze skóry. Piersi zajaśniały blado w smudze księżycowego blasku, wpadającego przez bulaj.
- No chodź już... nałaziłaś się, nie? - zapytała łobuzersko. Annie westchnęła, lecz Becky jak zawsze nie dawała za wygraną. Nigdy nie dawała się Annie zbyć jej pretensjonalnymi westchnieniom, ani teatralnym skrzywieniom warg.
- Noooo? - zamruczała, niczym kotka w rui, trącając palcem jeden z sutków. Annie zaśmiała się cicho i jednym susem wskoczyła na łóżko, kotłowacąc do reszty, i tak już skotłowane na nim skóry. Becky zachichotała. Pachniała morzem i żywicą. Zawsze tak pachniała.
- Jesteś okropna, wiesz? Nigdy nie wiesz, kiedy przestać! - Annie zrugała ją z udawanym wyrzutem.
- O, jakbyś chciała, żebym przestała.
- No, czasem naprawdę chcę.
Becky palnęła ja w udo.
- Ej, to bolało! - Annie żachnęła się, po czym znienacka przyszpiliła Becky do koja, unieruchamiając udami jej nogi, wbiła palce w biodra. Becky wierzgnęła.
- Ej, durna cipooo, mam łaskotki! - zawyła ze śmiechem, nie mając zamiaru się poddać bez walki. Targnęła się silnie, zwalając Annie na bok i teraz to ona unieruchomiła jej nogi. Zaraz jednak zmarszczyła kształtny nos, gdy dotarło do niej, że o to własnie jej chodziło i ruda wcale nie zamierza dalej się siłować.
- Oszukujesz! - tym razem to ona palnęła ją w udo.
- Oj tam, tylko troszkę... - Annie uśmiechnęła się rozczulająco.
- Będę musiała pamiętać, żeby srogo cię za to ukarać... - Becky pochyliła się nad nią; czarne włosy załaskotały piersi - ...następnym razem - wyszeptała z ustami tuż przy jej ustach. Annie westchnęła, czując, jak wilgoć znowu zbiera się w zagłębieniu ud.
Fala uderzeniowa zmiotła obie kobiety z łózka, gdy Żelazny Gryf oddał pełną salwę z prawej burty. Poleciały drzazgi i skóry. Kula wyrwała sporą dziurę w burcie, roztrzaskała stół i zabytkową szafę, którą zrabowali kiedyś na południowych rubieżach jakiemuś paniczykowi.
- Żyjesz? Wstawaj, cholera, zbieraj się! - Becky potrząsała Annie, strzepując z niej kawałki drzazg, przynajmniej tych, które nie wbiły się w skórę. Poderwała ją.
Obie stanęły na nogi, w pospiechu zakładając na siebie to, co było pod ręką.
- Skurwiele, podeszli nas! mówiłam że tak będzie, mówiłam, ale...
Kolejny strzał zakołysał statkiem, przerywając Becky soczystą wiązankę. Z pokładu dobiegały krzyki i wrzaski. Szczek oręża i repet dział Szarej Bryzy. Ich okręt był z pewnością wytrzymalszy i lepiej uzbrojony, ale w tej ciasnej gardzieli zatoki mew nie mieli zbyt wielkich szans wyjść z tego bez ponoszenia ciężkich strat. Tym bardziej, że kilku zabijaków z Gryfa podeszło ich po mieliźnie i teraz uniemożliwiało załodze skuteczną obronę, wiążąc ich walką na pokładzie.
Wypadły przed potrzaskane drzwi, potykając się i klnąc co krok, kiedy żar z płonących wręg kąsał skórę, jeszcze wrażliwą i rozochoconą pieszczotami. Ktoś rzucił im szable, ktoś krzyknął, zwalając się z rei przez wyrwę w pokładzie, prosto do ładowni. Kiedy świst oznajmił kolejny pocisk, rozbiegły się, zanim kula roztrzaskała pokład. Hazim stał na mostku, plując sobie w brodę i wywrzaskując komendy do tych, którzy nie byli jeszcze zajęci walką; rozpaczliwie usiłując wyprowadzić statek na wolną przestrzeń. Tymczasem Żelazny Gryf robił zwrot, dając im wolną drogę, ale zachodząc od burty. Pewnie uznali, że mają przewagę, i postanowili wesprzeć tych ludzi, którzy cichcem dostali się na okręt. Na szczęście dla załogi Szarej Bryzy, z tych nie zostało już wiele. Jednak ludzie byli w rozsypce, a pod ostrzałem ucierpiała spora część szkieletu. Grot maszt lada chwila musiał runąć.
Annie przeskoczyła ciało królewskiego, dobijając go w pośpiechu, drugą ręką parując cios następnego adwersarza. Odbiła ostrze, choć z trudem i zaraz cięła nisko. Tamten odskoczył, cofnął ramię i zamachnął się z lewej. Błysnęły nabijane złotem mankiety oficerskie. Jego ręka wyleciała w przód, z dłonią wciąż zaciśnięta na rękojeści szabli, gdy kula armatnia oderwała ją od reszty ciała. Nie zdążył się tym przejąć. Annie sprawnie pozbawiła go głowy. Z drugiej strony mignęły jej czarne włosy Becky. Musieli się przebić i wyjść z tej cholernej pułapki.
Becky wirowała, tańczyła. Uśmiechała się. Krzyczała. Pozornie bezładnie, siejąc wokół nawałnicą ostrzy, raz po raz wyrzucała szczupłe ramiona w mocnym sztychu trzymając przeciwników na dystans. Trzech napastników nie miało szansy podejść. Huk i błysk. Jeden padł, trafiony w czoło z samopała. Korfnar błysnął zębami do Becky, a ta wykorzystując zaskoczenie następnego, rozchlastała go na krzyż. Krzyknął, zataczając się w tył. Trzeci zaklął i odwinął się niespodziewanie. Szpada rozdarła koszulę i skórę. Becky krzyknęła. Kątem oka dostrzegła, jak tamten unosi ramię, jak wykrzywia twarz w grymasie nienawiści i triumfu. I jak zamiera, ze zdziwieniem zastygłym w gasnących oczach, kiedy szabla nagle wyszła mu przez mostek. Annie wyszarpnęła ją z obrzydzeniem i splunęła na pstrokaty mundur.
- To chyba jeden do zera? - uśmiechnęła się zawadiacko do kochanki.
- No wiesz, będziesz mi wypominać takie drobnostki? - Becky skrzywiła się.
- Zawsze.
- Gnida!
- Łajza!
Kobiety wymieniły się zdawkowymi uprzejmościami, na co zawsze znajdywały czas, w największej nawet bitewnej zawierusze. Ruszyły dalej razem, ramię w ramię, chcąc dostać się do kapitana, który wciąż uczepiony steru, wywrzaskiwał komendy w swoim stylu.
Kolejna salwa zwaliła je z nóg i ogłuszyła. Przed oczami zatańczyły czarno-białe plamy. Wstały, kuśtykając, unosząc szable przed sobą. Grot maszt jęknął i trzasnął, przechylając się powoli, a potem runął na pokład. Iskry posypały się na nie kaskadą. Olinowanie zwaliło się ciężko na spalone dechy. Ktoś krzyknął i ścichł raptownie. Hazim, wciąż uczepiony steru, nie wydawał już komend. Zrobił się tumult, marynarze w panice opuszczali pokład. Ogień się rozpełzał. Trzaskał i syczał złowieszczo, pożerając kolejne ścieżki prochu. Wpełzł do prochowni. Potężny wybuch rozerwał Szarą Bryzę niemal na pół. Rozrzucił ludzi jak szmaciane lalki we wszystkie strony. Powyrywał wnętrzności, oderwał kończyny.
Ból. Huk. Szum morza. Zimna woda. Ciemność
* * *
Annie otworzyła zlepione paskiem powieki. Zdawało jej się, że wciąż dzwoni jej w uszach. Przekręciła się na bok. Odgarnęła włosy, kaszlnęła.
- No, nareszcie się obudziłaś...
Becky jęknęła słabo. Leżała tuż obok, obejmując zakrwawiony bok. Annie podniosła się na rękach, zebrała do kupy, podkulając nogi. Wszystko ją bolało, ale jakoś doczłapała się do Becky i uklękła przy niej.
- To nic... bywało gorzej. - Becky jak zwykle próbowała wszystko zbagatelizować, kiedy było gorzej niż źle.
Nie zważając na jej słowa, Annie odjęła jej rękę od rany. Odlepiła materiał koszuli, całkiem już przesiąknięty krwią i zaklęła paskudnie. Przez poszarpaną skórę przeświecały połamane żebra. Drzazgi i wodorosty wplątały się mocno w tkanki, częściowo zasklepiając ranę i tamując krwawienie.
- Gdzie my, kurwa, jesteśmy? - Annie rozejrzała się bezradnie wokół. Palmy, piasek i woda. Mały spłachetek lądu, nie większy niż czterysta sążni w jedną stronę. Wokół walały się deski, pozostałości któregoś, lub obu z okrętów. Annie jeszcze raz zerknęła na Becky. Bez pomocy nie miała szans. Wiedziała o tym, ale nie chciała w to wierzyć. Wstała, z trudem łapiąc powietrze, potrząsając głową, rozejrzała się we wszystkie strony. Ale to był tylko spłachetek ziemi na pełnym morzu. Tyle miały szczęścia. Ona miała, bo nie można było tego powiedzieć o Becky.
- Już w porządku, mała - Becky pociągnęła ją za nogawkę, sadzając obok siebie. Annie spojrzała na nią z rozpaczą, zagryzając wargę. Zdławiła szloch. - Jakoś to będzie, przecież wiesz. Szkoda tylko, że nie ocalało trochę rumu, nie? - zażartowała i splunęła krwią. Z trudem łapała powietrze. Annie pomogła jej się ułożyć. Głaskała jej czarne włosy, zlepione piaskiem i krwią. Obie kobiety jeszcze pachniały prochem.
- Becky... nie rób mi tego teraz. - poprosiła Annie.
- Nie dramatyzuj. Pamiętasz, co mi obiecałaś?
- W dupie to mam! - Jęknęła Annie, kiwając głową na znak, że pamięta. - W dupie, kurwa... - głos załamał się jej zauważalnie. - Nie możesz tutaj zdechnąć! Weź się, kurwa, w garść, zawsze mi to powtarzałaś. A teraz masz mnie w dupie. No przestań! - potrząsnęła nią.
Becky starała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wychodziło. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Oddychała nierówno, spazmatycznie. Annie patrzyła na nią, czując w sobie narastające uczucie paniki i bezradności. Jakby zamieniła się w jednej chwili w kamień. Tylko patrzyła, ściskając kurczowo jej dłoń. Nie potrafiła już nawet niczego wyszeptać. Tylko usta poruszały się bezgłośnie. Bezwiednie mamrocząc, zdawało by się, dawno już zapomnianą modlitwę.
* * *
- Wstań. Wstawaj, głupia suko. Nie możesz tu tak leżeć...
Annie mamrotała pod nosem, wciąż kurczowo ściskając dłoń Becky. Choć Becky nie mogła już jej usłyszeć. Leżała na boku, jedną dłonią wciąż obejmując ranę. Wyglądała na spokojną, tylko strużka zaschniętej krwi w kąciku ust była skazą na twarzy. Annie wytarła ją starannie kciukiem. Przestała mówić do Becky dopiero, kiedy słońce już całkiem pogrążyło się w błękicie.
Piasek ustępowało łatwo, ale osuwał się szybko. Kawałek deski słabo nadawał się do kopania, ale to było jedyne, co mogła wykorzystać oprócz rąk. Chciało jej się pić, ale na wysepce nie było żadnego źródła. Kopała więc. Musiała kopać, póki jeszcze mogła utrzymać się na nogach. Nie mogła jej tak zostawić tutaj samej, na pastwę krabów.
Nie wiedziała, jak udało jej się zaciągnąć Becky do płytkiego grobu. Ułożyła ją starannie i nim zasypała, ujęła w dłonie zapadnięte policzki i pocałowała z czułością sine usta.
- Czekaj tam na mnie, mała - szepnęła cicho i otarła niewidoczną łzę.
Chciała płakać, ale nie miała już sił. Ich ostatkiem osunęła piasek, przykrywając powoli ciało kobiety. Ostatnim, co zniknęło, były kruczoczarne loki, rozsypanych niedbale włosów.
A potem była noc. Pragnienie. Ból w żołądku i płucach. Drżenie rąk i potworne zmęczenie. Świt, który nie nadchodził. Strach. Tęsknota. I ciemność.
* * *
Annie z trudem otworzyła oczy. Ust otworzyć nie mogła, choć próbowała. Trudno było złapać jej oddech prez nos. Nie mogła unieść ręki. Przekręciła tylko lekko głowę. Niewyraźny zarys, sylwetka człowieka obok. Pourywane słowa dochodziły do niej jakby z oddali. Chciała odpowiedzieć, ale nie mogła. Wydawało jej się, że nic nie czuje i nic nie pamięta.
- Odpoczywaj teraz - powiedział łagodny głos. - Nic ci nie będzie, ale musisz odpocząć, nie próbuj nawet mówić. Potem przyjdzie czas na wyjaśnienia.
Usłuchała. Dłoń człowieka uniosła jej głowę i wlała do ust gorzki napar. Annie zakrztusiła się, więcej wypluwając, niż spłynęło jej w gardło. I tak nie miała siły na cokolwiek, prócz ponownego osunięcia się w ciemność. Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrowały jej poszarpane zmysły było kołysanie. Znowu była na statku.
- Be...cky - wydukała bezgłośnie.
Zasnęła.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz