piątek, 7 marca 2014

Wizgacz (Screecher)

Neuroshima




Eddi:
Pamiętam, jak raz burza zagnała nas do tuneli metra pod ruinami jednej z metropolii. Zasypało nam wejście, więc musieliśmy poszukać innej drogi. Błąkając się niemal po omacku trafiliśmy w końcu na pomieszczenia techniczne. Serca mieliśmy w gardłach, obawiając się mutasów i innego ścierwa, ale nigdzie nie było żywego ducha. Wszystko martwe. Zakurzone i pordzewiałe sprzęty były niemal nietknięte. Postanowiliśmy się trochę rozejrzeć za gamblami. Ja i Mike szliśmy przodem. Becky trochę marudziła, że czuje się nieswojo i dziwnie, ale zignorowaliśmy jej gderanie. Ona zawsze była nadwrażliwa. Tym razem jednak popełniliśmy błąd. W końcu dotarliśmy do głównej sali. Było tam kilka konsol sterowniczych i rząd ekranów. Wszystko nietknięte, tylko nadgryzione zębem czasu. Mike próbował włączyć zasilanie, ale nie było o tym nawet mowy, więc zabrał się za wybebeszanie sprzętu. Grzebiemy więc, przyświecając sobie latarkami, a tu nagle wszystkie diody na konsoli zaczęły mrygać, a ekrany rozbłysły białym szumem. W tym samym momencie po sterówce rozszedł się taki dźwięk, że do tej pory na myśl o nim mnie mdli, a nasze latarki pogasły. Nie umiem ci tego za bardzo opisać, ani powiedzieć, co to było, bo nie wiem. Wizg, krzyk, zgrzyt, płacz, charczenie, drapanie i skowyt, wszystko zlewało się w jedno. Pomyślałem sobie, że gdyby ktoś miał nagrać dźwięki z piekła, to byłyby to właśnie takie dźwięki. Pamiętam tylko ten moment, że nagle wszystko rozbłysło, a ja trzymałem się za głowę na klęczkach i ledwo widziałem. I cholernie się bałem. Obraz mi się rozmywał i czułem, że mózg mi się gotuje, a głowa pęka w szwach. Mike zwijał się na ziemi w drgawkach a Becky stała sztywno, jakby zamieniła się w kamień. Z uszu i nosa ciekła jej krew. Nie wiem, jak się przełamałem, ale udało mi się. Bogu dzięki, że ściskałem wciąż mojego kałacha. Udało mi się go unieść i nacisnąć spust. Trząsłem się i nie kontrolowałem serii, a spustu i tak już nie mógłbym puścić, bo przestałem czuć ręce i nogi. Wiem tylko, że wystrzeliłem cały magazynek w te ekrany i konsole. Poszły iskry. Wszystko się posypało, zaskwierczało, ten dziwny dźwięk się jakby załamał i rozciągnął, a potem urwał. I nagle wszystko zgasło, a nasze latarki i liczniki na powrót ożyły. Wyszliśmy stamtąd niemal na czterech, a potem dochodziliśmy do siebie przez tydzień. 

Mike jednak już do siebie nie doszedł. Po prostu wpadł w katatonię. Nie do końca zmienił się w pieprzone warzywo. Bardziej przypominał zombie. Jadł, spał, umiał się nawet ubrać, ale jego ruchy były nienaturalne, sztywne. Czasem zamierał w jednej pozycji na kilka godzin i tak trwał, jak kamień. No i nic nie pamiętał, w ogóle czasem sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział gdzie jest i co się do niego mówi. Coś najwyraźniej poprzestawiało mu się we łbie po tym wydarzeniu.

Becky:
To pewnie jeszcze jedna z zabawek Molocha, bo inaczej skąd by się to dziadostwo wzięło? Ważne, żeby tego unikać, bo bezpośrednio się z tym walczyć nie da. Zresztą, nie wiadomo nawet, co to dokładnie jest i na jakiej zasadzie działa. Czy to rodzaj istoty, czy maszyny, a może jakaś broń, która wymknęła się spod kontroli? Nie jestem w stanie ci tego wyjaśnić. Być może naukowcy z posterunku mieliby jakieś dokładniejsze dane. Zapytaj ich. Tyle, co wywnioskowałam po stanie Mike'a, to że to coś powoduje nieodwracalne zmiany w mózgu. Im dłużej jesteś wystawiony na emisję, tym większa szansa na to, że zamienisz się w warzywo. Bardzo trudno jest oprzeć się działaniu emisji. Po prostu czujesz, jakby mózg ci się żywcem gotował. Jeżeli jednak dasz rade przełamać falę bólu i odrętwienia, będziesz mógł działać. Wtedy masz niewiele czasu i lepiej, żebyś trafił. Dobre spięcie usmaży dziada na amen, więc jak masz pod ręką EMP, to nie wahaj się go użyć. Poza tym, wystarczy wygarnąć serią do włączonych urządzeń. No wiesz, do tego, co akurat mruga, w tym siedzi ten sukinsyn. To powinno go załatwić, ale pewności nie ma, więc lepiej wysadzić wszystko, albo spieprzać stamtąd jak najdalej. Tyle mogę ci powiedzieć na temat tej kreatury.
Wygląda na to, że to Wizgacz oddziałuje na mózg przez narządy słuchu i wzroku. Głownie słuchu, więc jeśli uda ci się zabezpieczyć uszy, być może ocalisz kilka klepek. Głowy ci jednak za to dać nie mogę.


Ataki:

  • Emisja ciągła: Ten atak Wizgacza zadaje w każdej turze draśnięcie. By uniknąć obrażeń, należy wykonać cholernie trudny test percepcji. Ataki Wizgacza powodują bezpośrednie obrażenia mózgu.
  • Impuls psioniczny: Wizgacz ma możliwość użycia jednego, mocnego impulsu, który zadaje jedną ranę krytyczną tylko jednej istocie. Ten atak jednak definitywnie unicestwia samego Wizgacza.
Reguły:
  • Wizgacz nie jest istotą fizyczną. Jego specyfikacja jest nieznana i działa na podobnej do tej Nocnego Łowcy.
  • Atak Wizgacza obezwładnia postacie graczy. Należy wykonać trudny test odporności na ból, by uniknąć części tego efektu. Wtedy akcje stają się możliwe; są jednak utrudnione.
  • wizgacz może się tez przenosić poprzez małe urządzenia elektroniczne, takie jak smartfony czy laptopy. Istnieje 30% szans na to, że Obivion po ataku przeniesie się na najbliższe, sprawne urządzenie elektroniczne i tam się utajni.
  • Atakując, Wizgacz unicestwia sam siebie, przepalając obwody w urządzeniach przewodzących, od których zależy jego istnienie.
  • Atak Wizgacza ma efekty długofalowe. Przez kolejne 24h u postaci występuję mdłości, zawroty i bóle głowy, oraz ogłuszenie. Dodatkowo halucynacje, zaburzenia uwagi i koncentracji, zaburzenia równowagi i niedowłady kończyn. Graczom można po prostu dać kary do percepcji i zręczności.
  • O obecności Wizgacza może ostrzec graczy cholernie trudny test percepcji. Nadwrażliwość sensoryczna może przyczynić się do odkrycia obecności czegoś. Wzbudzić niepokój i dać niejasne przeczucie, ale nic więcej.
  • Można się całkowicie zabezpieczyć przed atakiem Wizgacza, lub mocno ograniczyć jego skutki poprzez zabezpieczenie narządów słuchu i wzroku.
  • W wypadku postaci głuchych, ataki Wizgacza nie wywierają na nie wpływu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz